literature

Zloto i Cienie

Deviation Actions

RazielOfKendermore's avatar
Published:
350 Views

Literature Text

                                                      ZŁOTO I CIENIE

Jestem w wymiarze zmierzchu. W krainie demonów. Na Czarnych Równinach. Wrota za moimi plecami zawarły się i znikły. Teraz jest stąd już tylko jedna droga ucieczki; ktoś musi zginąć. To, co stoi przede mną w mroku jest bez wątpienia demonem. W ciemnościach jego oczy płoną nienawistnie. Ich złoty blask oślepia i dezorientuje. Gdyby nie on, może wydawałyby mi się znajome. Staram się schwycić pierwszą z ulotnych nici magii, by zacząć tkać zaklęcie. Nagle odwracam się, przeszukując wzrokiem przestrzeń tego złowrogiego miejsca. Nie widzę nic oprócz złotych ślepi. Co chciałem odnaleźć? Tutaj cień splata się z cieniem. Więcej światła jest na dnie oceanu. Jestem sam. Zupełnie sam. A przecież pamiętam jak razem przekraczaliśmy wrota. Ramię w ramię... Gdzie jesteś Horr? Gdzie jesteś?

- Tutaj, przyjacielu – z ciemności dobiega mnie cicha odpowiedź i piekielne światło zbliża się w moją stronę. Powoli zaczynam dostrzegać to, co kryje się za ogniem. Szczupłe, białe ramiona, kościste dłonie, miodowe włosy... takie same oczy. Bogowie światła... ten uśmiech... znam ten uśmiech... Horr...

- Horren’ressa’xaltha, mój śmiertelny przyjacielu. Tak, to w istocie ja.

Przybyłem tu, by zabić potwora. Nie towarzysza. Nie jego. Nigdy jego. Ale to przecież demon, do którego mnie przysłano. Jeden z nas musi zginąć. Inaczej wrota się nie otworzą. Nie ma innej drogi. Czy to czar, którym próbuje mnie omamić? Już wcześniej widziałem jak się przemieniają... jak przybierają postaci tych, których najtrudniej jest mi zabić... Ale tylko najsłabsze demony, te które inaczej nie potrafią się obronić, wybierają ten rodzaj walki - a to, co zbliża się do mnie krok po kroku jest... bogowie, nigdy nie widziałem, żeby miały złote oczy... Im jaśniejszy ich ogień, tym większą moc posiadają.

Nie, ten demon nie musiał uciekać się do przebieranek.

Ciszę przerywa perlisty śmiech. Jest spokojny i pewny jak każdy ruch istoty. Mężczyzna zaciska dłoń, a gdy ją otwiera, coś ulatuje spomiędzy jego bladych palców i znika w cieniach, które dzielą nas jeszcze od siebie. Wtedy zaczynają się wizje.

~*~

Jestem na złotej polanie. Wiatr śpiewa wśród drzew, a pożółkłe trawy wtórują jego łagodnej pieśni. Nie... one też są złote... Jak wszystko co nas otacza... jak włosy tego, który spoczywa w moich ramionach. Ktoś szepce słowa pełne miłości. Zanim porywa je wiatr rozpoznaję własny głos.

~*~

Jestem Strażnikiem. Strażnik nie ufa. Strażnik nie daje wiary. Strażnik milczy, a jego ostrze nigdy się nie waha. Dlaczego moja ręka drży? Czemu nie mogę się poruszyć?

~*~

Demon kręci głową. Jego włosy falują, jakby poruszył je podmuch wiatru, ale powietrze jest ciche... nieruchome... Podchodzi bliżej i wyciąga ku mnie dłoń. Na jego bladych ustach gości smutny uśmiech.

- Wiedziałem, że ten dzień musiał kiedyś nadejść... Nie... nie patrz na mnie z nienawiścią przyjacielu. Ja się nie zmieniłem. To ty nigdy nie chciałeś zauważyć.

Próbuję wyzwolić się z pajęczyny iluzji, w którą schwytał mnie z tak przerażającą łatwością. Mijają chwilę... długie chwile, rozjarzone jedynie światłem tego, który obserwuje mnie spośród cieni. A kiedy wydaje mi się, że jestem już o krok od pochwycenia i rozdarcia otaczającego mnie złudzenia, znowu oplatają mnie sny...

~*~

Dziś pękły chmury i z nieba spadł rzęsisty deszcz. Złoty deszcz. To na pewno słońce świeci w jego kroplach. Siedzę na kamiennych schodach, które nie mają początku ani końca. Wokół mnie wije się senny bluszcz. Jego pędy wydają na świat słodko pachnące, czerwone kwiaty. Piękne i nie budzące podejrzeń. Kwiaty niosące śmierć... czy istniał kiedyś doskonalszy nieprzyjaciel?

Ktoś dotyka mojego ramienia. Nie odwracam się, bo przecież nikogo tam nie ma. Słyszę kroki. Miękkie stąpnięcia na spękanym kamieniu. Obchodzą mnie dookoła i zatrzymują się o parę stopni pode mną. Nie chcę patrzyć się w pustkę. Zamykam oczy. Czuję na twarzy gorący oddech. Moje serce bije szybciej... ale to tylko powiew letniego wiatru. Słyszę spadającą łzę... bo przecież tylko łzy brzmią jak...jak krople deszczu... tak, to tylko deszcz... Kroki oddalają się powoli. Nie... nie mogą się nawet oddalać, bo nigdy się nie zbliżały. Nie było żadnych kroków.

Otwieram oczy i rozglądam się dookoła. Nie ma przy mnie nikogo. Nic się nie zmieniło. I tylko deszcz już nie jest złoty.


~*~

Zostaw mnie demonie... czymkolwiek jesteś... kimkolwiek jesteś... To moje życie! To moja dusza! Moje wspomnienia... Moje... Nasze...?

Mocniej ściskam w dłoniach matową rękojeść. To cisza i mrok wyssały z niej kolor... skradły jej blask... Nie mogę pozwolić, by zwiodły mnie podstępne słowa i obrazy, którymi próbuje mnie oszukać... złamać... obrazy mojego życia... Wyciągam ramię, mierząc ostrzem w jego pierś.

- Zabij mnie. Nie będę walczyć.

Moja ręka waha się i dygocze. Czuję jak opuszczają mnie siły. Dlaczego się poddaje? Czy to kolejna sztuczka? Nie spytam. Nie wolno nam rozmawiać z demonami. Jednak ten wydaje się bez wysiłku czytać moje myśli.

- Demona, który pomagał zabijać swych pobratymców nie czeka szczęśliwy los. Wolę zginąć tutaj... z twojej ręki. Przez całe życie... odkąd cię spotkałem, miałem nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam stanąć po przeciwnych stronach. Była złudna. Tym razem już wspinając się wspólnie na stopnie portalu byliśmy sobie wrogami. Ale ja już wybrałem. Nie będę jak inni. Nie zdradzę wszystkiego co znam... wszystkiego co mi jeszcze zostało...

~*~

Horr spoczywa nieruchomo na starym, wypłowiałym kocu. Jedynym, jaki udało mi się znaleźć w tym zapomnianym przez bogów miejscu. Za oknem świta kolejny dzień. Bezchmurny i doskonały. Ptaki otrząsają z deszczu barwne pióra i rozpoczynają poranne trele. Tylko ich melodyjne głosy mącą dziś ciszę lasu. Budzą do życia drzewa i wiatr... i ukryte za chmurami słońce. Wszystko w porządku... w porządku... – zdają się mówić.

Mój wzrok znów pada na śmiertelnie bladego Horra. Przez noc, koc zupełnie przesiąkł już krwią. Białe ciało drży jak kołysany na wietrze liść. Powieki otwierają się i zamykają. Ale w złotych oczach dostrzegam tylko zapomnienie. Pustkę. Taką samą, jaka zagości w moim sercu, jeżeli nie uda mi się mu pomóc. Boję się, że nie dożyje nocy. Nie, nic nie jest w porządku.

Jego miodowe włosy są wilgotne od potu. Mokre kosmyki przylepiają się do smukłej szyi... na nich też zaschła krew. Oczy mojego towarzysza są dzikie. Rozchyla wargi. Próbuje mi coś powiedzieć. Ale słowa nie mają żadnego sensu. Jest jeszcze gorzej niż wtedy, gdy znalazłam go na wpół żywego na stopniach Przejścia.


~*~

O bogowie... na stopniach Przejścia...

- Gdy któreś z nas ginie, otwierają się wrota. Czy wiedziałeś, że Przejścia są dwa? Rozejrzyj się dookoła. Czy widzisz demony? Dostrzegasz zimne piękno naszych pałaców? Słyszysz muzykę, która przyzywa do siebie zagubione dusze? To nie jest nasz wymiar. To nie jest kraina, w której żyjemy. Nic o nas nie wiecie. Jestem tu zamknięty tak samo jak ty. To miejsce... to plugawe miejsce, zroszone krwią tak wielu z nas, jest jedynie polem odwiecznej bitwy. Śmierć otwiera wymiar. Jeśli wygram, mogę wrócić do siebie, Kiedyś już wygrałem. Zabiłem Strażnika, który przybył tu po to samo, po co przybywasz teraz ty. Gdy jego dusza uciekła w mrok, zabrałem to śmiertelne ciało. Mogłem wybrać. Miałem już dosyć ciemności. Wyszedłem na światło w ciele Strażnika. Rannego Strażnika... a potem znalazłeś mnie ty. Czy teraz rozumiesz? Nigdy nie byłem jednym z was.

~*~

Znów spojrzałem się na tę piękną twarz. Twarz pogrążoną w głębokim śnie. Horr jak zwykle zasnął zanim rozpoczęliśmy przygotowanie zaklęć i błogosławieństw na jutrzejszą bitwę za portalem; zaklęć zdolnych spętać dusze pokonanych demonów. Zawsze zasypia. Zawsze muszę robić wszystko sam.

Wzdycham głośno, ale w głębi serca nie mam mu tego za złe. Jego zamknięte powieki drżą nieznaczne. O czym śnisz, mój przyjacielu? Dotykam białego policzka. Jest zimny... tak zimny, jakby pod skórą nie było krwi. Przesuwam dłonią po miękkiej szczecinie, którą ostatni promień słońca barwi jeszcze na kolor miedzi i szkarłatu. Tuż pod prawym okiem Horra błyszczą dwa kościane kolczyki.

Widzę, w jaki sposób je dotykasz. To nie są zwyczajne błyskotki. Czy kiedyś powiesz mi, co oznaczają?

Horr porusza się we śnie a ja cofam niespokojną dłoń. Moje serce jest pełne lęku. Mam nadzieję, że nigdy... przenigdy nie dowie się, że to właśnie on jest moim słabym punktem. Ten blask... w moich oczach nigdy nie było takiego blasku...

Odchodzę. Czeka mnie jeszcze tak wiele pracy.


~*~

- Nigdy nie pomogłem ci w przygotowaniach. Mogłem zadawać śmierć, ale nie wiem czy potrafiłbym znieść jej planowanie. Nie spałem... – uśmiecha się blado demon - Śmiej się Strażniku, ale nie potrafiłem zasnąć, kiedy ty byłeś w pobliżu.

Demon trąca palcem swoje kolczyki.

- Dwa. Drugi Krąg. Tak – jestem tym, czego najbardziej się bałeś. Czerwonym kwiatem bluszczu. Z jedną, jedyną różnicą. Ja czekam na śmierć. Nie będę jej zadawać.

To niemożliwe. Nie mogę mu ufać. Nie wolno mi wpaść w tę zasadzkę... Ale chyba już za późno. Nie potrafię przestać słuchać.


~*~

- Nie łudź się, śmiertelniku. Znam twoje imię.

Kłamiesz. Zawsze kłamiecie. Demon uśmiecha się szerzej, wyraźnie rozbawiony.

- To imię boga i drzewa o białych liściach. Czy nadal jesteś pewien?

Nie. Nie jestem pewien. Niczego już nie jestem pewien. Dlaczego klęczę na ziemi? Dlaczego nie mogę oderwać wzroku od złocistych ślepi? Przez chwilę, ulotną jak westchnienie, demon stoi nade mną. Potem on również klęka. Delikatnie ujmuje moje dłonie. Nie mogę już dłużej milczeć. Niech licho porwie wszystkie zasady.

- Dlaczego go nie wypowiesz?

- Wciąż jesteś uparty jak osioł. Ale nie oczekiwałem niczego więcej. Powiedziałem przecież, że wynik tej bitwy jest już przesądzony. Chcę, żebyś to ty był tym, który stąd wyjdzie. Nie wypowiem twego imienia. Nie zniszczę twojej duszy.

Nie zniszczy... Chce ją ukraść. Chce ukraść moje życie.

Demon wzdycha. Chwyta moją dłoń i robi to, czego sam chyba nigdy nie odważyłbym się uczynić. Jego ślepia rozszerzają się gwałtownie, kiedy z sykiem cierpienia nabija swoje ciało na miecz. Uśmiecha się, a ogień jego oczu już nie jest tak jasny.

- Przyznaję... że była jedna taka rzecz... – szepce i nachyla się ku mnie skradając z moich ust krótki pocałunek. Nic więcej. Zaledwie muśnięcie warg. Śmieje się, a z jego oczu spływają złote łzy – Zapamiętaj... i opowiedz im, jakiego złodzieja spotkałeś... w wymiarze strachu.

Światło istoty gaśnie i wokół mnie zapadają zupełne ciemności. Nie... Nie zostawiaj mnie pośród mroku... Lecz w dziwnych ślepiach nie ma już złota. Ciemna krew plami moje ubranie. Patrzę w zmrużone oczy mężczyzny, szukając w nich zaprzeczenia. Blasku. Jak bardzo chciałbym, żeby ich ogień znów odegnał mrok... Znajduję jedynie śmierć.

Co ja robię? Jestem głupcem, pozwalając uciec jego duszy. Już dawno umknęła w ciemności korzystając z nadarzającej się okazji. Przeklinam, a mój głos brzmi obco i zbyt głośno pośród martwej ciszy. Jak mogłem dać się tak podejść? Zamykam oczy. Dlaczego moje policzki są mokre? Czemu nie mogę złapać oddechu?

Nieważne. Nadeszła pora na rytuały.

~*~

Jego dusza nadal tu jest... Demon mówił prawdę.

~*~

Gdy wyszedłem na zewnątrz, nikt nie czekał na mnie na kamiennych schodach. Wesoły uśmiech Horra nie dodał mi otuchy. Nie poszliśmy pożartować sobie przy kuflu grzanego piwa. Już nigdy nie pójdziemy.

Tym, którzy pytają o złotookiego Strażnika mówię prawdę. Odpowiadam, że zginął zabijając demona.

~*~

Horren’ressa’xaltha. Nikt nie wie, że pozwoliłem twej duszy odejść.
Dlaczego mam nadzieję, że kiedyś do mnie wrócisz?
Czy złoto może stracić blask?

Witajcie na Czarnych Równinach.

Krytyka dozwolona tylko wtedy jeśli towarzyszą jej jakieś propozycje zmian :3

Kilka bezczelnych zapożyczeń (c) "Books of Rai-kirah" by Carol Berg

I miłego czytania. Jest krótkie więc niec stasznego ^^
© 2006 - 2024 RazielOfKendermore
Comments48
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Myar's avatar
AAAA RAZIEL BĄDŹ PRZEKLĘTA!!!!!!!!! Wszystko przez ciebie!!! WSZYSTKO!!!! To ty mnie zaraziłas na nowo Xandrią! To ty mi podrzucałaś nowe piosenki, żebym się zakochała! Przez ciebie siedze z wypiekami na polikach zamiast uczyć się do egzaminu z literatury! Przez ciebie czytam Berg i zaraz odgryzę sobie język, żeby powstrzymać się od zajrzenia na koniec książki!!!!!!!!!!!!

DLACZEGO DO CIĘŻKIEJ CHOLERY NIE POWIEDZIAŁAŚ MI, ŻE ALEKSANDER JEST RUDY!!!!!!??????????????